czwartek, 20 grudnia 2012

I rozdział

- Czy mogłabyś się pospieszyć Lily? - Zapytał zirytowany James. Stał uszykowany już od dziesięciu minut, a ona nadal nie potrafiła powiedzieć czy wszystko zabrała, tylko nadal zbierała coraz to kolejne rzeczy do swojej torby.
- Kiedy ty godzinami gadasz z kimś przez telefon to ja ci nie narzekam - warknęła Lily wpychając do przepakowanej torby kawałek jakiegoś składnika na eliksiry. Wstała z podłogi i otrzepała dłonie mówiąc - Skończyłam Panie Gburliwy - odparła i uśmiechnęła się z lekką dozą cynizmu.
- Albus! Panna Zapominalska w końcu się spakowała, złaź! - Krzyknął najstarszy z dzieci Harry'ego i po chwili usłyszał jak jego młodszy brat schodzi po schodach. W korytarzu pojawili się także Ginny i Harry, oboje z promiennymi uśmiechami na twarzach.
Cała rodzina wyszła z domu i po chwili siedzieli w mugolskim samochodzie zmierzając na peron 9 i 3/4.
Był pierwszy września i każdy uczeń jak zawsze wracał do Hogwartu na kolejny rok ciężkiej nauki, ale także i zabawy.
- James! Nie rozpychaj się tak! - Tego Lily nienawidziła. Jazdy samochodem ze swoim starszym bratem, w ogóle źle znosiła jazdę mugolskimi pojazdami, dlaczego nie mogli po prostu użyć sieci Fiuu lub teleportacji? Lily doskonale wiedziała i tata powtarzał jej to tysiąc razy: Bo jest zbyt niebezpiecznie. A Lily wcale nie obchodziło to, że jacyś śmierciożercy się znów zgrupowali i zagrażają każdemu, kto stał po stronie Zakonu Feniksa podczas II wojny o Hogwart. Nie no, jednak obchodziło, bo jej to jej tata zabił samego Voldemorta. Co nie wykluczało tego, że chciałaby tylko, żeby to już się skończyło, nie miała zamiaru spędzić całej podróży do Hogartu styrana z powodu wymiotów podczas jazdy autem. Co dziwne w pociągu wcale nie czuła się źle, to pewnie dlatego, że była zbyt podekscytowana bliskością zamku i kolejnego roku szkolnego.
Zatrzymali się przed dworcem i już po zaledwie paru minutach byli na peronie 9 i 3/4, wszędzie było pełno czarodziejów, zewsząd słychać było podekscytowane rozmowy, z pociągu unosiły się chmury białego dymu.
- POTTER! - trzy głowy się odwróciły. Ku nim kroczył dumnie Scorpius Malfoy we własnej osobie.
- Malfoy - Zaśmiał się Albus i już ruszył ku niemu ku zirytowanemu westchnieniu Jamesa.
- Chodź Lil - Mruknął najstarszy z braci, ale i ona go opuściła i ruszyła ku Scorpiusowi.
- Cześć! - Zawołała wesoło sięgająca mu zaledwie do ramion.
- Cześć młoda - Odparł tamten i poczochrał jej rude włosy - Chodź Albus, tam jest Jackie, Rox i Gabriel - Albus ruszył za nim dopiero po chwili orientując się, że Lily dumnie kroczy za nimi.
- Ej mała zmykaj do swoich koleżanek - Powiedział do niej starszy brat - Patrz, tam masz Hugo. No już. Sio - Pogonił się złośliwie Albus.
- Ale... - Zaczęła Lily i spojrzała błagalnie na Scorpiusa.
- Brat ma rację. Uciekaj - I ruszyli przed siebie zostawiając małą rudą, która zrezygnowana ruszyła w stronę rudej głowy Hugo Weasley'a.
- Czego chciała ta mała? - Zapytała Jacqueline patrząc uważnie w ślad za małą Gryfonką.
- Wiesz jak to z dzieciakami, wszędzie chcą się wepchnąć - Powiedział pogardliwie Albus przystając przy czarnookiej.
- Mhm - Wymruczała w odpowiedzi i uważnie zmierzyła go spojrzeniem - Jeszcze Lel i możemy szukać przedziału.
- Możemy szukać już teraz, bo niczego nie znajdziemy - Powiedział spokojnie Gabriel, patrząc na peron pełen tłumów - Zanim przyjdzie... - Zaczął, ale przerwał mu w tym samym czasie kobiecy, melodyjny głos.
- Jak zawsze niecierpliwy, co Gabrysiu? - Zapytała Lel idąc zza niego, z zupełnie innego kierunku niż przewidywali. Score uśmiechnął się na jej widok - Kogo my tu mamy? - Podeszła bliżej nich bujając delikatnie, subtelnie biodrami - Albus, Jackie! Wieki was nie widziałam. Ciebie z resztą Scorpiusie też - Powiedziała przeczesując palcami długie, różowe włosy, które po chwili zmieniły barwę na granatową.
- Widzę, że ktoś tu pracuje nad swoją zdolnością - Zaśmiał się Scorpius mając na myśli to, że Lel była matemorfomagiem i jeszcze na końcu ostatniego roku szkolnego ledwie potrafiła zmienić kolor oczu.
- Widzę, że ktoś tu zazdrości - Uśmiechnęła się i przytuliła po kolei każdego.
- Ruszmy się lepiej, bo będziemy musieli usiąść znów z jakimś pierwszoroczniakiem - W końcu odezwała się Roxanne Weasley i ruszyła przed siebie, a za nią cała reszta towarzystwa.

Prolog

Zza szaty obficie wylewała się krew.
- Zrób coś z tym do jasnej cholery! - Warknęła zrozpaczona Jackie.
- Chwilę, moment on jest nieprzytomny! - Krzyknęła na nią wściekła Lelystra i po chwili przyłożyła różdżkę do ramienia czarnookiej i wymruczała jakieś zaklęcie, które od razu zadziałało. Plus posiadania matki pracującej w Szpitalu Św. Munga - Pomożesz mi? - Zapytała Lelystra patrząc na dziewczynę i podtrzymując niepewnie nieprzytomnego blondyna.
- Żartujesz!? Przecież sam się prosił - Powiedziała Jaqueline prychając - Do tego jeszcze my dostałyśmy.
- Weź go za drugie ramię to cholery i ruszmy się, bo dyro nam tego nie daruje! Zwłaszcza Scorpiusowi, wiesz przecież ile ma nagan.
- A co zrobimy z Potterem?
- Nie popuścimy mu tego - Warknęła Lel zniecierpliwiona - Już jego młodszy braciszek nam w tym pomoże. Jackie zgodnie podniosła Malfoya z podłogi i przetachała go razem z Lel do pokoju wspólnego Ślizgonów.

***

- Ten rok szkolny uważam za zamknięty - Uśmiechnął się serdecznie do wszystkich uczniów dyrektor Hogwartu, Blaise Zabini, po czym spojrzał na szóstkę Ślizgonów siedzących przy stole i patrzących na niego uważnie. Potem przeniósł spojrzenie na Jamesa Pottera. Dobrze wiedział, że nie wydał ich wszystkich, a powinien. Wiedział, że powinien powiadomić o ich konflikcie rodziców i powiedzieć co się tak właściwie wydarzyło ostatnio, ale tego nie zrobił. Dał im wolną rękę i uważał, że wyniosą z tego mądrą lekcję. Tak bardzo się mylił.

***

- On naprawdę wierzy, że się czegoś z tego nauczymy - Zaśmiała się głośno Jackie, kiedy wychodzili z budynku. Gabriel, czarnowłosy Ślizgon uważnie popatrzył na czarnowłosą, ale nic nie powiedział. Roxanne Weasley, kolejna Ślizgonka z ich bandy, też się nie odezwała. A wiedziała, że powinna, bo ona naprawdę czuła się winna. Zwłaszcza, że chodziło o jej kuzyna i najbliższego kumpla, który teraz szedł z tyłu, razem z brązowowłosą Lel i cicho o czymś rozmawiali. Westchnęła tylko i spojrzała na swojego kuzyna, Albusa, który szedł strasznie milczący i zasępiony.
- Ej, nie przejmuj się, przecież ona jak zawsze cwaniakuje - Wyszeptała do Albusa,a ten zmierzył ją uważnym, brązowym spojrzeniem i roześmiał się głośno.
- Myślisz, że cierpię z powodu Jamesa? - Znów się roześmiał, a Jackie spojrzała na niego z uznaniem - Jest mi go szkoda, bo wpakował się w niezłe gówno. Żałosny jest - Dodał jeszcze, a Jaqueline uśmiechnęła się wrednie na te słowa. O to jej chodziło. 
- Dobrze gada! Polać mu! - Powiedziała z aprobatą i uśmiechnęła się drwiąco na widok przechodzącego obok nich najstarszego Pottera.
- E! Potter! Na następny raz uważaj, bo nie wyjdziesz już z tego tak dobrze! - Zaśmiała się w głos i ruszyła szybciej zadowolona z siebie.